Ilu rodziców uważa, że bez nich ich dziecko nie poradzi sobie nawet z najmniejszą czynnością? Zauważyłam, że od kilku lat rodzice coraz bardziej ingerują w obowiązki swoich pociech. Dziecko kiedy tylko wróci ze szkoły zaraz bombardowane jest pytaniami: „Co masz zadane?” „Jaką ocenę dostałeś ze sprawdzianu na który się wczoraj uczyliśmy?”

Jeszcze do teraz pamiętam wymówkę kolegi w podstawówce, że nie ma elementarza, bo mama zapomniała mu spakować. Zapamiętałam to tak dokładnie, bo już wtedy było to dla mnie ogromnie dziwne. Ale jak to? Sam nie potrafił się spakować? Moi rodzice od początku uznali, że szkoła to jest mój, nie ich obowiązek. Jeśli nie odrobiłam zadania, to ja tego nie zrobiłam, a nie rodzice. Oczywiście kiedy potrzebowałam i poprosiłam, byli zawsze gotowi mi pomóc. Dzięki temu wyrobiłam sobie obowiązkowość, po przyjściu ze szkoły wiedziałam co miałam zadane, zaznaczałam w książce które zadania są do rozwiązania, a później siadałam i sama je jedno po drugim rozwiązywałam.

Zapisywałam co trzeba przynieść na technikę i pamiętałam, że o tym trzeba w porę poinformować rodziców, bo niektóre rzeczy nie rosną przez noc w doniczce, tylko trzeba iść do sklepu i je kupić. A kiedy z plecakiem na plecach stałam pod drzwiami gotowa do wyjścia, mama wręczając mi drugie śniadanie pytała czy wszytko mam spakowane. Pytała, nie sprawdzała, a ja w głowie robiłam szybką analizę, wracałam po coś bądź nie i wychodziłam. Przez nadopiekuńczych rodziców rośnie nam społeczeństwo które o niczym nie musi myśleć. Wielokrotnie obserwując koleżanki ich dzieci zauważam, że droga do sukcesu nie prowadzi przez ciągłą kontrolę. Kiedy ono nie wie co ma zadane, mamusia zadzwoni do matki kolegi z klasy i razem ustalą, w dziecku utrwala się tylko opinia, że mama zawsze wszytko załatwi i ono samo nic nie musi.

Kiedy tkwi nad nim, odrabia z nim zadanie, ono przekonuje się, że przecież pilnowane nie zrobi żadnej głupoty i przestaje myśleć. Ja wielokrotnie dostałam kiepską ocenę, i właśnie ten ciąg: działanie, bądź brak działania i skutek, przekonał mnie, że moje życie leży w moich rękach, nie MAMY.